tel +48 792 236 354

Blog

@Pieniny Ultra Trial – Żwawe Wierchy i przygoda….

Jeśli czujesz flow – miłej lektury.
Jeśli nie czujesz flow – to idź se pobiegaj.
#dwaimiona

I
Prolog. Czas
Trochę czasu minęło odkąd się zadziało do momentu gdy to czytasz. Angielski określił by to mianem „since”, chociaż nie było by to trafne słowo. Liniowość upływających sekund, minut…dni, księżyców nie ma tu znaczenia, bo to co się wydarzyło działo się tylko tu i teraz chociaż wtedy…
Pieniny Ultra Trial a tam mój zaległy wyścig na dystansie 34 kilometry ukryty pod zawadiacką nazwą Żwawe Wierchy.

Dlaczego ukryty tam jest napisane? Bo zaległy mi ten wyścig, zalega mi już rok, więc nie znany mi doświadczalnie i honorowo do odkrycia. W zeszłym sezonie biegów górskich wycięło mnie zdrowotnie na własne życzenie i zwyczajnie nie byłem w stanie wystartować w Pieninach na tych zawodach.
W tym roku było podobnie – jak to zwykle bywa, skoro ziemia kręci się w kółko i egzaminuje nas los w podobnych momentach życia, by zobaczyć czy jesteśmy gotowi iść dalej – lecz tym razem miałem swoją odpowiedź i się wewnętrznie nastawiłem by odeprzeć atak choroby. Byłem gotów. Przeziębienie i osłabienie organizmu w tygodniu zawodów potraktowałem jak przymusową regenerację, a nie przeszkodę tym razem. Podziałało. Nastawienie wewnętrzne działa cuda. Albo się mażesz i tłumaczysz – albo wstajesz z kolan i napierdalasz.
[…]
Zanim opowiem Ci o mojej strategii na wyścig z perspektywy wyczynowca oraz opisze sensualne doznania podczas wyścigu, rozpiszę historię chronologicznie.
Otóż, zainteresowanie zawodami było spore więc i noclegów nawet w znanych mi miejscówkach było nie…to znaczy nie było miejsca dla naszej dwójki. Pasowało być w piątek po południu by spokojnie się ogarnąć bo start w sobotę o 7:00. Los chciał, że Monika łapiąca stopa by dotrzeć na czas do odbywającego się Obozu Przemian miesiąc wcześniej, została podwieziona przez właściciela nowo powstającego pensjonatu tuż przy Szczawnicy. Nie ma przypadków. Dzwonimy Szybki telefon i mamy już miejsce noclegowe zarezerwowane, uwaga: idealnie leżące w Jaworkach centralnie na trasie zawodów. Chcesz – masz.

Jest piątek po południu i zaczynamy się szwendać (myślałem że to słowo pisze się „szwędać” a tu sztuczna inteligencja mi błąd pokazuje) w rejonie miasteczka zawodów. Pakiet odebrany na zdjęcie z facebooka, piątki przybijane tu i tam. Miło ale czuć też napięcie. Mniam.
Poproszony nagrałem z ręki one shoot do kamery, czyli kilka słów odnośnie zawodów. Trochę rozmów tutaj, troszkę przytulasków tam i siam. Cały czas coś się działo wokół, ale wewnątrz mnie działo się niewiele. Jedno się działo : fokus. Skupienie. Ważenie każdego oddechu i uważność. Co jakiś czas spoglądałem w góry mówiąc do szlaków które jutro mnie poniosą – jestem gotów na wszystko…I am ready to die.
[…]
Jest coś jeszcze – lubię patrzeć w oczy, zwłaszcza osobą które ze mną rywalizują lub są przed podobnym wyzwaniem co i ja. Lubię patrzeć po twarzach czytając realny wasz stan wewnętrzny. Kolorowe czyste buciki, nowy dres czy uśmieszki nie ukryją tego czym człowiek emanuje. A to czuć. A to jest informacja. A informacja to wiedza.
Osoby mi bliskie których nie jest wiele, znają ten mój stan przed czymś ważnym i mogą ci opowiedzieć jak to jest jeśli tego nie zauważyłeś drogi człowieku. Niby jestem normalny, taki codzienny, ale w rzeczywistości jestem w pełni skupiony, w totalnej gotowości i pewności siebie. Ważę słowa, smakuję każdy oddech i czuję presję. To piękny stan.
[…]
Przed wejściem na scenę dyskutowaliśmy z Andrzej Witek – Szybciej w temacie dosyć śmiesznym dla śmiertelnika, ale totalnie poważnym dla „górala” – jakie buty ubrać? Na błoto czy szybsze? Podjęliśmy właściwe decyzje – szybsze, najwyżej błoto się przeleci. Rach ciach – fotki z ekipą i czas wracać do bazy zrobić ostatnie rytuały przed nocą i przed wyścigiem.
[…]

II
Dzień wyścigu. Poranek.
Rozgrzewkę musiałem zrobić na długo – w spodniach i kurtce bo temperatura przy zerze na liczniku, ale miałem też świadomość, że jak tylko słońce wzejdzie wyżej to będzie stosunkowo gorąco. Dokładnie to wiedziałem, bo analizowałem pogodę, sprawdzałem dane, sprawdzałem podczas treningów swoje reakcje na takie zmiany oraz testowałem ubiór. Wiedziałem co włożyć, mój dresscode był przygotowany do tego balu. Nie zawracałem sobie tym głowy w ogóle – miałem to już dawno przerobione.
[…]
Długa spokojna rozgrzewka w postaci truchtu, trochę wymachów kończyn – zero rozciągania oczywiście. Kilka przyspieszeń. W pełnej zbroi i nabitymi flaskami udałem się na linię startu. Wyszło słońce. Zrobiło się ciepło. Byłem nakręcony jak szwajcarski zegarek i jednocześnie bardzo spokojny. Kojarzysz taki stan? Sport potrafi taki how high wygenerować w człowieku.
Stojąc na starcie mogłem zadecydować czy meta znajduje się daleko, czy blisko – wszystko zależało od tego, czego w tym momencie potrzebowałem.
Potrzebowałem zmierzyć się ze swoimi demonami oraz słabościami, potrzebowałem zobaczyć czy umiem jeszcze rozgrywać zawody grając mocnymi kartami i mając w rękawie trzy Jockery. Byłem przygotowany mentalnie, sprzętowo, strategicznie, informacyjnie i czysto teoretycznie fizycznie też… ale tego nigdy nie wiesz właśnie! Nie wiesz czy twoje ciało nie wymknie Ci się czasem spod kontroli i przestanie być posłuszne. Obrazi się. Dlatego musisz być skupiony! Musisz czuć czy jesteś zsynchronizowany! Twoja dusza, umysł i ciało. Inaczej – świadomość, myśli i poczucie mocy w fizyczności! Musisz tego pilnować – oto klucz do najlepszej dyspozycji dnia.
3,2,1 BANG! Ruszyliśmy.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo.

Przewiń na górę